Forum tajemniczeopowiadania Strona Główna
RejestracjaSzukajFAQUżytkownicyGrupyGalerieZaloguj
Odcinek 24

 
Odpowiedz do tematu    Forum tajemniczeopowiadania Strona Główna » Nie zwykła historia Zobacz poprzedni temat
Zobacz następny temat
Odcinek 24
Autor Wiadomość
Hacker
Administrator
Administrator



Dołączył: 02 Cze 2006
Posty: 74
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: Krosno

Post Odcinek 24
Do mieszkania Jadzi prowadziły stare, lekko odrapane drzwi, z maleńką ósemką przyczepioną poniżej górnej framugi. Wnętrze było skromne, ale zadbane. Niewielki przedpokoik z burym chodniczkiem i wieszakiem na ubrania prowadził do dwóch pokoików i łazienki. Na tapczanie w pokoju z czternastocalowym telewizorem umieściłyśmy tatę dziewczyny, który idą po schodach zaczął śpiewać jakąś sprośną piosenkę i przerywał ją tylko wtedy, gdy noga zaczynała mu boleśnie dokuczać. Oprócz telewizorka i tapczanu w pokoju stała dwudrzwiowa szafa, a w jednym z kątów urządzono mini kuchnię.
- Z Martą zajmiemy się twoim tatą, a wy w tym czasie przygotujcie gorącą herbatę - zakomenderowała pani doktor. - I przynieście jakiś koc!
W ciszy wykonałyśmy wszystkie polecenia. Bałam się odezwać, żeby Jadzia nie zaczęła znowu płakać. Widać było, że nie była skora do rozmów.
- Myślę, że musimy poważnie porozmawiać - z twarzy cioci Marty zniknął wesoły uśmiech i spojrzała uważnie na Jadwigę. We czwórkę siedziałyśmy na krzesłach przyniesionych z kuchni, z kubkami parującej herbaty, a tata przyjaciółki głośno chrapał leżąc na tapczanie. Owinięta bandażem, już dobrze nastawiona, noga wystawała mu spod koca.
- To się zaczęło od śmierci mamy - Jadzia podeszła do malutkiego ślicznego obrazka wiszącego na ścianie, którego wcześniej nie zauważyłam. Ostrożnie zdjęła go z gwoździa i położyła na kolanach pani pediatry. Na płótnie widniał mały żółty domek, a trzy kolorowe postacie siedziały na jego werandzie oplecionej winoroślą.
- Nasz dom... Nasza rodzina... - dziewczyna mówiła schrypniętym łamiącym się głosem, ledwo powstrzymując się od płaczu. - Mamusia go namalowała. To ostatni obraz jaki został. Ostatni, którego ojciec nie sprzedał, żeby później kupić wódkę!
Zachwiała się. Wyglądała, jakby zaraz miała zemdleć. Ciocia Marty zerwała się szybko by ją podtrzymać i powoli usadowiła na brzegu tapczanu.
- Czy twój ojciec korzystał już z jakiejś fachowej pomocy dla osób uzależnionych od alkoholu?
- Tak... Przez kilka tygodni - Jadzia wzięła do ręki malowidło i delikatnie wodziła palcem po wąziutkiej ramie. - Namówili nas na zmianę środowiska. Z Krakowa przeprowadziliśmy się tutaj. Pieniędzy starczyło tylko na to mieszkanie. Dom i tak był już zadłużony... Ostatnio tata nawet przestał pić. Już się wydawało... Ale jak widać nic się nie zmieniło. Przestał korzystać z pomocy grup wsparcia i znowu zaczął!
Przyjaciółka nie mogła już dłużej powstrzymywać się od płaczu i łkała wtulona w ramiona pani doktor.
Byłam zaskoczona tym całym obrotem sytuacji. Tak mało wiedziałam o Jadzi! Ale dobrze wiedziałam do czego jest zdolny alkoholizm. Myślałam, że już nigdy nie będę miała styczności z tym potworem, ale niespodziewanie znowu pojawił się, niczym nieuleczalna choroba, która wciąż miewa nawroty i psuje harmonię życia.
- Zaczekajcie na mnie chwilkę! - krzyknęłam za idącymi w dół po schodach Martą i jej ciocią. - Muszę cię o coś zapytać...
Jadzia wyglądała na przestraszoną moją bardzo poważną miną. Prawą dłoń zacisnęła kurczowo na aluminiowej klamce drzwi wyjściowych, aż pobielały jej knykcie.
- Czy... czy ten siniak... Czy zrobił ci go twój ojciec?
Miałam nadzieję, że zaprzeczy, że mnie wyśmieje, a nawet wyzwie za ten pomysł, za samo wypowiedzenie tego pytania. Zaklinałam ją w duchu... Spłoszone spojrzenie było jednak przerażającym, niemym potwierdzeniem.
- Boże...
- To nie tak! - Odważyła się na mnie spojrzeć. - On to zrobił niechcący!
- Tak, ktoś kto jest pod wpływem alkoholu nie robi niczego z własnej woli. Nie jest wtedy sobą - powiedziałam chwytając ją za nadgarstek. - On musi się leczyć!
- To nie tak!
Upierała się przy swoim i z wściekłością wyszarpnęła swoją rękę z mojego lekkiego uścisku.
- Tata wrócił do domu pijany. Pomagałam mu się położyć, stracił równowagę i NIECHCĄCY mnie uderzył. - To "NIECHCĄCY" zostało przez nią strasznie podkreślony, tak jakby o niewinności ojca próbowała przekonać nie tylko mnie, ale i samą siebie...
- Jadziu... - zaczęłam łagodnym głosem. - Wiem, co to alkoholizm. Do czego jest zdolny...
- Tak?! Z książek czy pogadanek szkolnych??!! A może z filmów?! - krzyczała trzymając się za głowę. Nie przypominała już nieśmiałej Jadzi, którą była na co dzień. - Jeśli tak to ty NIC nie wiesz!!!
Pokręciłam smutno głową.
- Z życia. Mojego dziadka zabił alkoholizm. Zginął w wypadku samochodowym, a z nim babcia.
Dziewczyna zamarła. Nagle cała jej złość wyparowała. Przytuliła się do mnie.
- Przepraszam... Nie wiem co się ze mną dzieje - wróciła do normalnego tonu. - Nie mów nikomu o tej rozmowie, obiecaj!
- Dobrze...
Ciocia Marty odwiozła nas do domu. W samochodzie zostawiłyśmy jej prezenty dla chłopców. Przy Lawendowej 14 powitali mnie zdenerwowani rodzice, którzy chcieli zrobić straszny raban o tak późny powrót z zakupów. Uznałam, że mogę opowiedzieć im o całej sytuacji rodziny Żabockich. Pominęłam oczywiście rozmowę w cztery oczy. Moi rodzice bardzo zmartwili się położeniem przyjaciółki i starali się wymyślać, gdzie znaleźć pomoc dla jej ojca i dla niej samej. Rodziny osób uzależnionych potrzebują wsparcia psychologów.
W nocy, wpatrując się w sufit, na którym grały cienie rosnącej za oknem akacji, rozmyślałam o tym, czy dobrze zrobiłam składając tę obietnicę. Czy, w takich okolicznościach i dla dobra Jadwigi, nie powinnam jej złamać? Po głowie wciąż kołatała mi się ta myśl. Czułam się, jak rozdarta między lojalnością wobec przyjaciółki, a obawą, że ojciec może ją skrzywdzić. Nigdy nie podarowałabym sobie gdyby Jadzi coś się stało... To chyba przeważyło i rano zdecydowałam: idę porozmawiać o wszystkim z mamą!
Tak, jak się spodziewałam, zastałam ją już z kubkiem kawy, ubraną w elegancką garsonkę. Nigdy nie wiedziałam jak ona to robi - wstawała tak wcześnie, a zawsze wyglądała na wypoczętą. Nie to co moje worki pod oczami, które z pewnością pojawiły się ze względu na nieprzespaną noc... Może to przez jej staranny makijaż? Ale kosmetyki przecież nie dodają wigoru.
- Mamo... - ledwo wydobywałam z siebie głos. Całe gardło paliło mnie niemiłosiernie.
Mama szybko podniosła się i dotknęła mojego czoła.
- Dzisiaj, koleżanko, nawet nie wystawiaj nosa z łóżka. Masz gorączkę! - Zatroskała się.
- Ale...
- Pogadamy jak już będziesz w swoim łóżku.
Zapędziła mnie na górą i dokładnie okryła puchową kołdrą. Ciągle chrypiąc i pokasłując opowiedziałam jej o wczorajszej rozmowie z Jadzią.
- Dobrze, że mi się z tego zwierzyłaś. Teraz nie nadwyrężaj już gardła. Pójdę po jakieś tabletki.
Szczerze mówiąc, trochę mnie tym rozczarowała... Oczekiwałam, że zaraz wymyśli jakiś plan: Jak wyciągnąć pana Żabockiego z alkoholizmu, nosił by tytuł. Zawsze była taką zaradną bizneswoman. Ale niestety powiedziała tylko, że mam nie nadwyrężać swojego gardła i idzie po lekarstwa! To na pewno nie mogło pomóc Jadzi. Mojemu gardłu chyba jednak było potrzebne, bo zaczynało mnie coraz bardziej piec.
Skrzywiłam się, kiedy mama wróciła z naręczem lekarstw i włożyła mi pod pachę lodowaty termometr. Po zmierzeniu temperatury pokręciła karcąco głową.
- Masz wysoką gorączkę. Weźmiesz lekarstwa i zaraz zaśniesz. Jadzią się nie przejmuj. Postaram się popytać o jakieś grupy wsparcia dla alkoholików. Tak się załatwić w jeden wieczór - mruknęła do siebie wychodząc. Nie wiedziałam czy chodziło jej o moje przeziębienie, czy ojca Jadzi.
Dużo spokojniejsza o przyszłość Żabockich i pod zbawiennym wpływem środków przeciwgorączkowych, wreszcie mogłam zasnąć...
Obudziły mnie jakieś szepty i stłumione chichoty. Powoli uchyliłam powieki.
- Co wy tu wszyscy robicie?! - Usiadłam gwałtownie, zdumiona widokiem całej paczki siedzącej na dywaniku i krzesłach. Reakcja była zbyt szybka, bo poczułam ból i zawroty głowy. Z moim zdrowiem faktycznie nie było dobrze, a przynajmniej bywało z nim lepiej.
- Zabawnie wyglądasz w tej koszuli z myszką - uśmiechnął się Mateusz, a Jadzia i Marta zachichotały. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę ze swojego wyglądu. Szybkim ruchem ręki poprawiłam rozwichrzone włosy i skryłam się pod kołdrę, aż pod samą brodę.
- Nie odpowiedzieliście na moje pytanie - grałam obrażoną i niedostępną.
- Twój rycerz przyszedł cię wydrzeć ze szpon choroby. Tylko, rycerzu, gdzie masz swojego białego rumaka? - zapytał Adam, który siedział obok Jadzi na dywanie. Dziewczyna wyglądała na wyjątkowo szczęśliwą. Za to Marta rzucała im ukradkowe spojrzenia z krzesła postawionego obok biurka.
Mateusz przysiadł na krawędzi mojego łóżka i posłał Adamowi miażdżące spojrzenie.
- Proszę się do mnie zwracać "Wasza Książęca Mość". Tak się składa, że konie to już przeżytek. Teraz w modzie są pegazy i mam jednego przycumowanego za oknem. Czy zechcesz, o pani, wybrać się ze mną na małą przejażdżkę? - Klęknął obok tapczanu i nonszalancko podał mi swoją dłoń.
- Obawiam się, że nie skorzystam z pańskich linii lotniczych. Choroba zbyt mocno trzyma mnie w swoich szponach - na dowód tego zakaszlałam, a później kichnęłam.
- Zabójcze połączenie, ale, oby na zdrowie. Gdzie się tak przeziębiłaś? Na zakupach? - chłopak przyjrzał mi się podejrzliwie. - Dziewczyny zaklinają się, że to przez klimatyzację i mróz na zewnątrz.
- Taak... - spojrzałam na Jadzię, która zesztywniała i popatrzyła na mnie błagalnie. Najwidoczniej nie powiedziała chłopakom o swoich ojcu. - Zapomniałam rękawiczek i pewnie mnie zawiało, gdy czekałyśmy na ciocię Marty, która odwoziła nas do domu.
Ciocię Marty włożyłam w tą opowieść na wszelki wypadek, gdyby Mateusz przypadkiem widział, jak nas odwoziła do domu. To dodawało autentyczności. Zresztą, przecież nie powiedziałam ani jednego kłamstwa. Może tylko nie opowiedziałam wszystkiego, ale skoro tego chciała Jadzia... Zaczerwieniłam się lekko na myśl, że nie dotrzymałam danej jej obietnicy. "To dla jej dobra" - uspakajałam własne sumienie.
- Moi drodzy, chyba będzie lepiej, jeśli dacie jej porządnie wypocząć. - W uchylonych drzwiach stanęła mama.
- To do zobaczenia
Mateusz uścisnął na pożegnanie moją dłoń. Wszyscy zniknęli tak szybko, jak nagle się pojawili. Tylko ze strony schodów dochodziły przytłumione odgłosy ich kroków.
Ucieszyła mnie ta niespodziewana wizyta. Miło mieć świadomość, że ktoś o tobie pamięta, jesteś dla kogoś bliski. Spojrzałam na zegar wiszący nad łóżkiem.
- Dziewiętnasta??!!
Przespałam prawie cały dzień!
Rozciągnęłam się leniwie i pod lewym łokciem poczułam jakąś ciepłą włochatą kulę.
- Śnieżka! - wydostałam pieska spod kołdry. Suczka wesoło zamerdała ogonkiem i polizała mnie po nosie. Sierść miała zmierzwioną od ciężaru kołdry. - Kto cię teraz będzie zabierał na spacerki, malutka? - Podrapałam ją po brzuszku obrośniętym puszystym futerkiem. Zamruczała radośnie pod wpływem ulubionej pieszczoty.
- Pewnie mnie to teraz czeka - do pokoju wszedł kolejny gość, tata.
- Cześć!


Post został pochwalony 0 razy
Pią 23:44, 02 Cze 2006 Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    
Odpowiedz do tematu    Forum tajemniczeopowiadania Strona Główna » Nie zwykła historia Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do: 
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Design by Freestyle XL / Music Lyrics.
Regulamin